"BednarSzok" był Niezależnym Internetowym Serwisem Informacyjnym poświęconym Zespołowi Szkół "Bednarska". Działał w latach 1999-2006.
Poniższe informacje prezentowane są wyłącznie dla celów archiwalnych.
Poniższe informacje prezentowane są wyłącznie dla celów archiwalnych.
Do Sz. P. Dyrektor: Krystyny Starczewskiej, Ewy Korulskiej i Doroty Fiett. Piszę ten list ponieważ odnoszę wrażenie, że po ostatnim posiedzeniu Sejmu RSOT, nastąpiło pewne nieporozumienie wynikające z mojej wypowiedzi na tymże posiedzeniu, dotyczącej kwestii testów przeprowadzonych w zeszłym tygodniu na obu terytoriach. Kiedy Pani Dyrektor Starczewska w swojej wypowiedzi ad vocem odniosła się do wyrażanych przeze mnie wątpliwości, przekonałam się, że nie zostałam właściwie zrozumiana. Nie chcę się zastanawiać czy wynikało to z mojej nieumiejętności właściwego przekazania własnych myśli, czy też z innych powodów. Faktem pozostaje to, że, koniec końców, nie udało mi się w pełni wypowiedzieć na ten temat, czego nie zrobiłam poniekąd z własnej woli, rozumiejąc, że niepotrzebnie przedłużałabym i tak trwające już wtedy długo posiedzenie. Swoim postępowaniem nie wniosłabym też niczego pomocnego do dyskusji. Dla mnie jednak kwestia wtedy przeze mnie pominięta, wydaje się istotną, dlatego teraz, kiedy posiedzenie już minęło, chciałabym dokładnie wytłumaczyć, co miałam na myśli. Tym bardziej, że, o ile się nie mylę, to przez moją wypowiedź doszło do głosowania, w którym posłowie zadecydować mieli czy Pani Starczewska pogwałciła prawa demokracji zarządzając przeprowadzenie testów przez środowym posiedzeniem. Przechodząc więc do rzeczy, chciałabym aby jasne stało się, jakie uczucia mną kierowały, kiedy dowiedziałam się o tym, że testy zostały przeprowadzone. Od tego bowiem wzięła się moja późniejsza decyzja poparcia protestu, zorganizowanego przez grupę innych uczniów naszej szkoły i w końcu - próby krytycznego odniesienia się do działania Dyrekcji podczas posiedzenia. Otóż jako osoba, która już od pierwszego spotkania dotyczącego testów robiła wszystko, co mogła by wesprzeć te ideę, która przeprowadziła wiele rozmów z kolegami nastawionymi negatywnie do tej sprawy starając się ich przekonać do zmiany stanowiska (zarówno na żywo, jak i na Bednarszoku), która na pierwszym posiedzeniu Sejmu poświęconym sprawie narkotyków w naszej szkole wielokrotnie wypowiadała się, za każdym razem wspierając postawę Dyrekcji, rozumiejąc ją i starając się ją (postawę) wytłumaczyć innym, która w końcu zgłosiła się do Komisji mającej stworzyć projekt ustawy regulującej pewne postępowania dotyczące przeprowadzania testów i stała się tej Komisji przewodniczącą - jako taka właśnie osoba poczułam się głęboko i gorzko rozczarowana. Tym bardziej, że wcześniej wielokrotnie oskarżana byłam o chęć przypodobania się, interesowność, nieszczerość (mimo że żadnych korzyści z mojego działania uzyskać przecież nie mogłam, a przede wszystkim - nie chciałam!) oraz zdradę w stosunku do moich kolegów. Lekceważyłam tego typu opinie na mój temat wierząc, że działam w najlepszej sprawie oraz, że uda się w końcu przekonać większość osób co do słuszności idei testów. Wydawało się, że taka sytuacja zaczyna powoli się zbliżać, protesty zaczęły bowiem milknąć, wielkim wysiłkiem udało się zaprowadzić pewien kompromis. Wszyscy obywatele wyczekiwali nadejścia 21 kwietnia, kiedy odbyć miało się posiedzenie Sejmu, mającego przyjąć lub odrzucić ustawę przygotowaną przez moją komisję. Projekt ustawy przygotowanej przez Komisję został też jakiś czas temu zaprezentowany obywatelom na serwisie Bednarszok oraz przez ustne przekazywanie go przez moją osobę wszystkim zainteresowanym. Przyjęty został nadspodziewanie dobrze. W takim właśnie momencie, na trzy dni robocze przed środowym posiedzeniem, dowiedziałam się, że przeprowadzono testy. Łatwo sobie chyba wyobrazić, że poczułam się nadzwyczaj głupio. Nie wiedziałam, co mam w zaistniałej sytuacji powiedzieć wszystkim osobom, które przekonywałam, że działania Dyrekcji są słuszne i uzasadnione. Nie wiedziałam, dlaczego taka decyzja została podjęta. Nie wiedziałam, co sama mam o tej sytuacji myśleć. A przede wszystkim - poczułam się w pierwszej chwili zlekceważona. Tak, jakby całe moje dotychczasowe działanie (nie muszę chyba przypominać, że po tej samej "stronie barykady", co Dyrekcja!) się nie liczyło. Z punktu widzenia prawa, można było oczywiście decyzję o zrobieniu testów podjąć. Tym bardziej, że poprzednie posiedzenie Sejmu (również moim zdaniem i wielu innych, którzy pod protestem się podpisali!) było posiedzeniem. Z tego też jasno chyba wynika, że mówiąc o demokracji w moim wczorajszym wystąpieniu nie miałam na myśli tego, że jej prawa zostały pogwałcone. W sposób być może nieporadny, starałam się jak najszybciej (z tego wzięła się chyba moja nieporadność - z chęci zabrania posłom jak najmniej czasu) przedstawić punkt widzenia wielu obywateli ze społeczności uczniowskiej. Złożyło się bowiem tak, że gdyby pominąć wszelkie emocje związane w tematem i chłodno powołać się na logiczne działanie prawa - to żaden błąd nie został popełniony. Jeśli jednak przyjąć realną postawę dostrzegającą jak wiele uczuć w tej chwili w uczniach wzbudza sprawa testów, jak delikatną sprawą są wszelkie kompromisy, jak łatwo popsuć wszystkie korzyści, na które pracowało się tak ciężko nieraz zmagając się z wieloma przykrościami - jeżeli nie pominie się tych aspektów, które moim zdaniem są najważniejsze skoro dążymy do sukcesu, jakim byłoby powszechne zaakceptowanie badań - jeżeli tak, to decyzja o przeprowadzeniu testów była błędem, w dodatku ogromnym! Błędem nierozpatrywania sprawy z punktu widzenia socjologa (a problem, z którym aktualnie mamy do czynienia, moim zdaniem do socjologicznych właśnie należy!), błędem, jak to już wcześniej określiłam - niezręczności politycznej. Tym bardziej, że o posunięciu Dyrekcji nie wiedział nikt - ani Sejm, ani nawet komisja, której byłam przewodniczącą. Wydaje mi się, że właśnie m. in. fakt nieskonsultowania tego z nikim wywołał tak duży sprzeciw. Z jednej strony, miała Dyrekcja do tego pełne prawo, z drugiej - wydaje się, że nie wzięła pod uwagę reakcji, jaką mogła wywołać. Chciałabym przy tym zdecydowanie podkreślić (tak jak na wczorajszym posiedzeniu), że w żadnym razie nie kwestionuję dobrych intencji wszystkich naszych dyrektorów i nigdy ich nie kwestionowałam. Rozumiem również determinację, jaką nosi w sobie Pani Krystyna Starczewska, żeby skończyć z narkomanią w naszej szkole (co zresztą wydaje mi się wspaniałe i godne wielkiego szacunku - bo wysiłek psychiczny i fizyczny potrzebny by tego dokonać jest ogromny - to również przekonało mnie do tego, by starać się jak najwięcej pomagać w tej sprawie). Moim celem jest jedynie zwrócenie uwagi na to, co było przyczyną gwałtownego sprzeciwu ze strony wielu obywateli i posłów, w tym mnie, którzy najpierw włożyli wiele wysiłku w to, aby Dyrekcji pomagać, a potem poczuli, że ich działania były niepotrzebne i mimo tego, że dobrze rozumieli, co wpłynęło na decyzję o rozpoczęciu badań - mieli i mają poczucie wewnętrznej goryczy. Tak naprawdę bowiem chodziło o rzecz z oficjalnego punktu widzenia błahą - o nadzieje, jakie wiązali wszyscy ze środowym posiedzeniem. O to, że na poprzednim posiedzeniu zgodziliśmy się co do tego, że badania muszą być przeprowadzone. Wystosowaliśmy apele. Podjęliśmy ważne decyzje. Nie podjęliśmy jednak wszystkich. Pewne procedury postępowania miały być dopiero ustalone przez Komisję. A (mimo tego, że wszyscy przebadani wyrazili na to zgodę) zrobienie wcześniejszych testów dało wrażenie, że ustalenia Komisji, jakiekolwiek by nie były - nie są ważne. Jestem pewna, że Dyrekcja takiego przekonania w nas obudzić nie chciała i nastąpiło nieporozumienie. Wiele osób czekało jednak na ostatnie (tak się wydaje) posiedzenie Sejmu dotyczące sprawy testów, aby ostatecznie zamknąć wszystkie wątki dyskusji, wyjaśnić wszystkie wątpliwości, uchwalić wszystko, co się da i z czystym sumieniem, w atmosferze ogólnego kompromisu zacząć realizować przeprowadzanie badań na obecność narkotyków. Wielu nastawiło się na taki przebieg sprawy. W tym również i ja. Przez nasze nastawienie spotkało nas rozczarowanie, które popchnęło nas w kierunku buntu i w rezultacie - podpisania protestu (który nie poruszał w ogóle kwestii tego, czy Sejm Sejmem był, czy też nie - pomysłodawcy tworząc tekst, pod którym się podpisywaliśmy nie wzięli tej sprawy w ogóle pod uwagę skupiając się na własnych odczuciach), a mnie - do wypowiedzenia się w sposób krytyczny na temat całego zajścia, co jednak spowodowało, że zostałam źle zrozumiana. Mam nadzieję, że udało mi się wyjaśnić dlaczego postąpiłam w taki właśnie sposób na wczorajszym posiedzeniu. Jednocześnie podkreślam jeszcze raz fakt, że intencji Dyrekcji nie odebrałam w żadnej chwili jako złych, wręcz przeciwnie, wiem, że testy przeprowadzono w najlepszej wierze. Określiłam jedynie jej posunięcie jako błąd, który niepotrzebnie zamiast budująco - zadziałał przeciwnie. Łączę wyrazy najwyższego szacunku, Natalia Dobber |
BednarSzok.pl 1999 - 2006
Pewne prawa zastrzeżone
Pewne prawa zastrzeżone