"BednarSzok" był Niezależnym Internetowym Serwisem Informacyjnym poświęconym Zespołowi Szkół "Bednarska". Działał w latach 1999-2006.
Poniższe informacje prezentowane są wyłącznie dla celów archiwalnych.
 
Szukasz oficjalnej strony Bednarskiej? www.bednarska.edu.pl
20.01.2025, imieniny Fabioli, Miły, Sebastiana
BednarSzok >> Wywiad z Piotrem Laskowskim, koordynatorem nowej szkoły

Wywiad z Piotrem Laskowskim, koordynatorem nowej szkoły

BednarSzok: W ramach naszego zespołu szkół powstaje kolejne liceum. Tobie powierzono misję jego tworzenia. Czy mógłbyś coś o nim powiedzieć?

Jaś Piotruś Laskowski: Ta sprawa trwa już dość długo, a teraz wkracza w fazę finalizacji. Walne zebranie Towarzystwa Przyjaciół I SLO w czerwcu wyraziło intencję powołania takiej szkoły.
Pomysł jest taki: wyznaniowa gmina żydowska ma piękny budynek na Pradze, na przedłużeniu Bednarskiej po drugiej stronie Wisły. W tym budynku już była szkoła, gmina chce, żeby powstała na nowo. Zwróciła się do Zespołu Szkół Bednarska, a przede wszystkim do Krystyny Starczewskiej, z pytaniem, czy zespół nie chciałby się powiększyć o jeszcze jedną szkołę, która by działała w tym budynku i miała w swoim programie elementy nauczania o historii i kulturze Żydów polskich. To będzie szkoła mała, bo takie są warunki lokalowe. Jest to budynek z samego początku wieku, z cegły, jednopiętrowy, z marmurowymi schodami. Mieści się w nim sześć sal, w każdej sali maksimum dwudziestu uczniów, więc łatwo policzyć, że będą po dwie klasy w roczniku i trzy roczniki (zaczynamy oczywiście od jednego, czyli od dwóch klas). W związku z tym będzie to szkoła od razu sprofilowana, bo nie da się tam przeprowadzić takiego profilowania jak na Bednarskiej polegającego na tym, że każdy wybiera sobie przedmioty rozszerzone i sprofilowane - na to będzie za mało uczniów. Od początku będzie to szkoła raczej dla humanistów. Co nie znaczy, że nie będzie tam przedmiotów innych niż tylko humanistyczne, ani nawet że jeśli się komuś odwidzi, to nie załatwimy mu indywidualnych konsultacji (jest to w planach). Jednak znaczy to, że jeśli ktoś chce iść na medycynę, to raczej nie ma powodu, żeby uczył się w tej szkole.
Będzie to szkoła, w której obok przedmiotów tradycyjnych oraz różnych przedmiotów, które przyjdą nam do głowy, będzie również taki przedmiot, który się nazywa historia i kultura Żydów polskich. Będą go dwie godziny tygodniowo i (jak dzisiaj to widzę) będzie miał swojego koordynatora, ale będzie prowadzony przez różnych ludzi zapraszanych na zajęcia, na wykłady, na seminaria, na organizowanie ćwiczeń, z mnóstwa miejsc w Warszawie. Na przykład z Żydowskiego Instytutu Historycznego i komórki uniwersyteckiej zajmującej się historią Żydów polskich. Szkoła ma być jednak wielokulturowa. Ta część żydowska nie oznacza, że nie będzie innych kultur.
Niewątpliwie będziemy uczyć na przykład arabskiego wraz z jego kulturowym kontekstem. Zastanawiamy się, jak to robić, by szkoła była wielokulturowa, ale nie zamieniła się w cepelię. Temu między innymi ma służyć przynajmniej jedno z seminariów, o których za moment. Program nie ma się kończyć na rzeczach fajnych polegających na poznawaniu lokalnej kuchni i tym podobnych. Ma to być wiedza pogłębiona, skłaniająca do refleksji nad problemami tożsamości, nad współistnieniem różnych norm i wzorów zachowań.
Szkoła będzie miała rozbudowaną warstwę nauczania języków, ponieważ będą tam trzy języki obowiązkowe. Angielski dla wszystkich, drugi język nowożytny do wyboru (choć pula oczywiście mniejsza niż na Bednarskiej, bo i uczniów mniej, prawdopodobne trzy opcje – niemiecki, francuski i włoski lub hiszpański, co do tych ostatnich decyzja jeszcze nie jest podjęta) oraz język trzeci, do wyboru: hebrajski, jidisz, arabski lub łacina.
Nowa szkoła ma się zaczynać podobnie jak się zaczynała Bednarska. Pomysł jest taki, że ludzie, którzy ją tworzą (czyli przyszli nauczyciele, uczniowie, którzy tam zechcą pójść, ich rodzice, przyjaźnie nastawieni do projektu absolwenci oraz różni mądrzy ludzie, których zdania chcemy wysłuchać – pracownicy naukowi uniwersytetów, ludzie działający w oświacie) zbiorą się raz na miesiąc i będą się zastanawiać, jak ta szkoła ma wyglądać. Z jednej strony będą się zastanawiać nad jej programem nauczania (to oczywiście raczej w podgrupach), z drugiej nad jej programem wychowawczym.
Od rzeczy najbardziej ogólnych – po co my właściwie robimy tę szkołę? Jak ma wyglądać nasz wymarzony absolwent? Jak uniknąć różnych pułapek, które mogą na naszej drodze wystąpić? Po rzeczy bardzo konkretne – Jak nawiązać kontakt z lokalną społecznością?
Wyobrażam sobie, że najważniejszy temat to – ile indywidualizmu, a ile społecznego profilu. Wiem, że są tacy (i do nich należy mistrzyni Krystyna Starczewska), którzy mówią, że nie ma tutaj sprzeczności. Ja raczej widzę taki dylemat. Zastanawiam się (i naprawdę nie znam do końca odpowiedzi na to pytanie) czy to ma być szkoła silnie formująca wedle pewnego etosu, który można nazwać etosem służby czy misji społecznej, czy może jest to szkoła zapewniająca szczęśliwy, swobodny i wolny rozwój, ale wtedy, z konieczności, jeśli ktoś nie czuje w sobie woli społecznego działania, to dająca prawo dokonania takiego wyboru. Ona oczywiście zawsze będzie dawać prawo dokonania wyboru, ale jeśli decydujemy się na podkreślanie pewnego etosu, to wywieramy pewien wychowawczy nacisk. Na ile wolno nam to robić? Czy chcemy to robić? Czy chcemy tylko świecić przykładem i liczyć na to, że za nami ktoś pójdzie? To są wszystko sprawy, którymi się te seminaria mają zająć.

Jak z punktu widzenia ucznia, poza zajęciami z kultury żydowskiej, będzie się różnić ta szkoła od Bednarskiej z rozszerzonymi przedmiotami humanistycznymi?

Ona będzie się różnić niewątpliwie wielkością. Pewne rzeczy, których nie da się tak dobrze realizować na Bednarskiej, tam będą łatwiejsze. Bo szkoła, która ma czterdziestu, a potem osiemdziesięciu uczniów może być dużo bardziej demokratyczna w sensie demokracji bezpośredniej. Tam rzeczywiście można sobie wyobrazić wspólnotowe podejmowanie decyzji, które trudniej jest sobie wyobrazić w szkole trzystuosobowej. Taka jest po prostu logika rozmiarów.
Niewątpliwie chcemy trochę zmienić system nauczania. Projekt, który przedstawię na seminarium, jest taki, żebyśmy niekiedy odchodzili od sztywnej siatki godzin, jako dobrej do organizowania i dyscyplinowania dużych rzesz ludzkich, ale również z mojego punktu widzenia nadmiernie ograniczającej. Będzie tam dużo zajęć nieregularnych, wielu gości. Język polski będzie rozbity na wykład “domaturalny” i seminaria. Każdy uczeń będzie wybierał jedno autorskie seminarium na którym zajmie się tekstami spoza kanonu lektur, problemami kultury, przede wszystkim współczesnej, nie mieszczącymi się w minimum programowym. Dużo będzie działań samodzielnych, mniej tradycyjnego wykładowego systemu (ja może nie jestem dobrą osobą, żeby o tym mówić, bo uwielbiam wykładać).
Nie chcę tego oczywiście kontrastować z Bednarską. Ta szkoła nie ma pokazać, że jest lepsza od Bednarskiej, ona ma pokazać, że jest trochę inna od Bednarskiej, choć w wielu miejscach podobna. Rzecz cała polega na tym, że przecież znaczna część ludzi, którzy ją tworzą, spędziła na Bednarskiej wiele lat swojego życia, nie dlatego, że jest to niedobra szkoła, którą należy natychmiast zmienić, ale właśnie dlatego, że to jest świetna szkoła. Szkoda tylko, żeby była jedyna, albo jedna z niewielu. Im więcej szkół powstanie według tego modelu (który dyrektor Wróbel nazwał “modelem starczewskim”) tym lepiej.

Jak będą wyglądać stosunki i współpraca między szkołami? Mówiłeś o demokracji bezpośredniej. Czy ta szkoła będzie działać w naszym systemie demokracji? Czy będzie jeden sejm? Jaki będzie on miał wpływ na tworzenie w niej ustroju?

Na piątkowym zebraniu [18 listopada – przyp. redakcji] będę przedstawiał różne pomysły zmian, coś proponować będzie Rada Programowa, która zebrała się zgodnie z tym, o co sejm ją poprosił. Więc jeszcze do końca nie wiadomo. Natomiast szkoła oczywiście będzie działała w systemie.
Szkoła jest częścią zespołu. Im ściślej współpracować będzie z innymi szkołami, tym lepiej. Wiadomo, że z tą współpracą jest różnie. Każda szkoła ma swoją tożsamość. Ona będzie niewątpliwie wypracowywała jakąś własną. Myślę jednak, że więzy z Bednarską będą utrzymane. Nie sądzę żeby współpraca była trudna – przeciwnie. Wyobrażam sobie, że święta na przykład powinniśmy obchodzić wspólnie i mam poczucie, że dyrektor Wróbel myśli podobnie. W związku z tym niewątpliwie taka współpraca będzie.

Jakie będą zasady przechodzenia z gimnazjum i w jaki sposób Bednarska ma zamiar dzielić sie uczniami ze szkołą przy Kłopotowskiego?

Gimnazjalista jest wolnym człowiekiem. Zespół daje mu trzy możliwości – albo matura międzynarodowa, albo Bednarska, albo ta nowa szkoła. Gimnazjalista zastanawia się, która szkoła bardziej mu odpowiada i po prostu tam przechodzi. Oczywiście nie trzeba wielkich obliczeń matematycznych, żeby wiedzieć, że mniej jest gimnazjalistów na Raszyńskiej niż miejsc w tych trzech szkołach, więc każda z nich będzie poszukiwała również uczniów z zewnątrz. Czy to doprowadzi do rywalizacji między szkołami? Mam nadzieję, że nie do niezdrowej. Oczywiście każda ze szkół będzie się pokazywać jako bardzo fajna i przyciągająca. Jestem natomiast przekonany, że nie będzie odbywać się to w taki sposób, byśmy uprawiali negatywną propagandę. Trudno mi tutaj dostrzec jakiekolwiek zagrożenie.
Jeśli chodzi o zasadę przechodzenia. Jest to kompetencja Rady Programowej, z tego co wiem ma to być również kompetencja sejmu. Od ich decyzji zależy, jaka będzie zasada przechodzenia z Raszyńskiej do obu szkół. Natomiast dla ludzi “z miasta” – jeśli się zgłosi pięć osób, a my będziemy mieli piętnaście miejsc, to nie będzie raczej egzaminu, jeżeli zaś zgłosi się więcej osób niż miejsc (co by było niezwykle miłe) to oczywiście będą egzaminy.

Powiedziałeś, że warto robić nowe szkoły według “modelu starczewskiego”. Czy Ducha Bednarskiej da się dzielić?

Nie da się dzielić Ducha Bednarskiej. Każda ze szkół musi pracować na własnego ducha. Natomiast myślę, że propozycja, która jest istotą szkoły przy Bednarskiej, będzie również istotą nowej szkoły (choć pewne rozwiązania będą w szczegółach inne). Czyli nauczanie, które daje wolność, które daje możliwość samodzielnego rozwoju, które bazuje na podstawowym przekonaniu, że to nie jest tak, że ludzie nie lubią sie uczyć, tylko że szkoła im to zazwyczaj obrzydza. W związku z tym jeśli się dobrze wymyśli szkołę, to ludzie będą się chcieli uczyć i nie będzie ich trzeba do tego przymuszać. No i że ludzie muszą się czuć w szkole bezpiecznie. Wydaje mi się, że nie jest to model, który jest na tyle popularny w szeroko rozumianym systemie oświatowym, żeby nie było miejsca dla kolejnych szkół, które na takim fundamencie są budowane.

Wydaje mi się, że w tej chwili Bednarska przeżywa kryzys części ze swoich wartości. Nie wszystkich, ale na przykład demokracji szkolnej. Czy nie są raczej potrzebne siły, które najpierw zajęłyby się naprawą tego, a nie budowaniem czegoś gdzieś indziej?

Te siły są potrzebne każdej szkole, żeby funkcjonowała i żyła, ale to muszą być siły uczniowskie. Jestem o tym głęboko przekonany. Ja nie widzę w ciele nauczycielskim jakiegoś specjalnego oporu choćby przed przełamaniem kryzysu demokracji. Widzę rzeczywiście brak zaufania wśród uczniów. Nie widzę jednak zachowań nauczycieli, które by usprawiedliwiały aż tak głęboką niechęć.
Jasne, że żeby demokracja była żywa, trzeba o niej cały czas myśleć i mówić. Natomiast nie wierzę, żeby demokracja to było coś, co się daje na talerzu w formie idealnej, a jej podmiot, czyli uczniowie, albo to przyjmują z niesmakiem, albo z zachwytem, albo nie przyjmują w ogóle. Rzeczywiście zapanowała pewna apatia choć po piątkowym wiecu wydaje się, że została przełamana. Natomiast czy ta nowa szkoła powstaje, żeby niektórzy mogli się z Bednarskiej ewakuować i nie walczyć z tą apatią? Oczywiście nie. Ona powstaje w dużej mierze dlatego, że zrodziła się taka szansa.
Powstaje z pragnienia spróbowania czegoś nowego. To jest urok nowości. Możliwość tworzenia czegoś od podstaw. Wypracowywania założeń. Organizowania tego. To jest bardzo bardzo inspirująca możliwość, która mnie podnieca, co nie znaczy, że jest mi na Bednarskiej niedobrze. To też jest miejsce, gdzie można przetestować kilka rzeczy, których nie miałbym odwagi wprowadzać na Bednarskiej, która ma już swój charakter. Ona ma swoją tradycję, swoje dobre rozwiązania. Trudno od niej oczekiwać permanentnej rewolucji. Mogłaby ona stać się niszcząca dla większości tego, co tutaj jest dobre. Natomiast teraz powstała możliwość stworzenia czegoś nowego, choć nie konfrontacyjnego.
Nie ma jednak najmniejszego powodu, żeby ludzie, którzy uczą się na Bednarskiej i ludzie, którzy uczą na Bednarskiej, nie zrobili na Bednarskiej wszystkiego, na co mają ochotę. Nie ma takiej zasady, że jak coś robione jest tam, to tutaj już nie.

Czy nowa szkoła będzie opierać się na nauczycielach z Bednarskiej?

Dotarła do mnie plotka, że z Bednarskiej odchodzi jakieś szerokie grono nauczycieli. To nie jest prawda. W istocie na trwałe, tak że mnie już tu nie będzie, odchodzę wyłącznie ja. Do tego jest troje bądź czworo nauczycieli, którzy będą uczyć w obu miejscach, podobnie jak są nauczyciele, którzy uczą i na Raszyńskiej, i na Bednarskiej. Czyli tutaj nie ma żadnej rewolucji. W nowej szkole będzie za to uczyć wielu absolwentów, którzy nie są nauczycielami na Bednarskiej, kilka osób z Bednarską niezwiązanych oraz, jak już wspominałem, będziemy zapraszać na poszczególne spotkania różnych gości specjalizujących się w danej dziedzinie.

Jesteś uważany za świetnego nauczyciela i świetnego mówcę z dużymi zasługami dla demokracji szkolnej, ale jednocześnie w czasie urzędowania jako premier poprzedniej kadencji i marszałek jeszcze poprzedniej zyskałeś sobie opinię osoby dość roztargnionej i nie zawsze radzącej sobie ze sprawami natury administracyjnej. Czy jako najbardziej prawdopodobny kandydat na dyrektora nowej szkoły uważasz, że sobie poradzisz? Nie boisz się odpowiedzialności?

Rozumiem to pytanie. Powinienem chyba zacząć od jakiegoś samochwalstwa, żeby te opinie strasznie nieodpowiedzialnego człowieka przełamać, a z drugiej strony jak się człowiek za bardzo chwali, to jest kabotynem. Ale się pochwalę trochę. Roztargnienie roztargnieniem, ale jakoś uczę w tej szkole, doktorat zrobiłem, pracuję na uniwersytecie,współtworzyłem kilka książek naukowych i kilka podręczników. Wiem, że mam opinię człowieka, który jest krańcowo niezborny. Próbuję ją przełamać, choć oczywiście nie jest wygodnie mówić, że coś się w życiu zrobiło, bo to powinno być widać. Jak się o tym mówi, to jest niewiarygodne.
Mam wrażenie, że nowej szkole potrzebny jest organizator, mający wizję tego przedsięwzięcia, zdolny kształtować jej charakter, wierzący w nauczanie partnerskie, wolne, oparte na dialogu i racjonalnej dyskusji, twórcze, pobudzające i chroniące wrażliwość – tak artystyczną, jak i społeczną. Obok takiego człowieka musi stać ekspert, fachowiec od pozyskiwania funduszy i zarządzania nimi, osoba dobrze znająca prawo, zarazem zaś podzielająca wizję szkoły. Nie podjąłbym się robienia tej szkoły, gdybym nie miał absolutnej pewności, że mam obok siebie ludzi bądź przynajmniej jednego człowieka, który jest w stanie wziąć to w organizacyjne karby. Mam taką osobę, co daje mi pewność, że wszystkie kwestie administracyjne, prawne i finansowe będą prowadzone perfekcyjne. Niewątpliwie model przywództwa, do którego ja jestem przywiązany, to model delegujący odpowiedzialność. W związku z tym widzę swoją rolę raczej jako człowieka, który ustala pewien program dla tej szkoły i daje poczucie bezpieczeństwa tym, którzy chcą go realizować.

Ja rzeczywiście źle się sprawdzam jako przywódca ciała, które jest bierne. Moje kłopoty z ciałami demokratycznymi, zwłaszcza z Radą Szkoły, wynikały z tego, że organizowanie pracy ludziom, którzy sami nie mają ochoty na tę pracę, nie jest moją mocną stroną. Szczęśliwie nową szkołę współtworzą ludzie pełni entuzjazmu, zapału i pomysłów.

W jaki sposób otrzymałeś nominację na osobę organizującą nową szkołę, a prawdopodobnie i na przyszłego dyrektora?

Dyrektora wybierze rada pedagogiczna nowej szkoły, tak mówi prawo szkolne. Więc takiej nominacji nie ma. Natomiast nominacja na człowieka organizującego szkołę nastąpiła droga ustną, została dokonana przez Krystynę Starczewską w porozumieniu z przewodniczącą zarządu Towarzystwa [Ireną Dzierzgowską – przyp. redakcji], ponieważ to Krystynie gmina żydowska zaproponowała tworzenie tej szkoły, a ona powierzyła to mi. Ja przedstawiłem pomysł Walnemu Zgromadzeniu Towarzystwa, które go zaakceptowało.
Nowa szkoła nie ma dyrektora, ma tylko koordynatora organizacyjnego, który między innymi proponuje pracę nauczycielom. Potem ci nauczyciele się zbiorą i prawdopodobnie w sierpniu wybiorą sobie dyrektora.

Sprawa tej szkoły była jedną ze spornych kwestii, które doprowadziły w zeszłym roku do konfliktu wewnątrz dyrekcji. Zarzucano fatalny stan techniczny budynku, a co za tym idzie nieopłacalność finansową przedsięwzięcia.

Budynek jest w stanie niegotowym do natychmiastowego użycia, natomiast nie jest prawdą, że jest w złym stanie technicznym. Ma nowe ocieplenie i kaloryfery. Stoi, ma ściany, podłogi i dach, wymagający stałego załatania. Trzeba zrobić toalety. Trzeba go pomalować, ewentualnie wymienić okna. Chciałbym, żeby obejrzał go dokładnie architekt, bo wydaje mi się, że architektura to rzecz ważna i dla życia społecznego fundamentalna. Czyli trzeba zainwestować tam sporo. Natomiast chcę podkreślić z całą mocą, że nie zapłacą rodzice dzieci uczących się na Raszyńskiej i Bednarskiej. Ta szkoła będzie działać tylko wtedy, kiedy będzie w stanie finansować się samodzielnie. To znaczy zdobędzie pieniądze na remont, przeprowadzi ten remont, a następnie tak skalkuluje swój budżet, żeby móc funkcjonować. Inaczej być nie może. Czy zdobędzie pieniądze na remont, będziemy wiedzieć wiosną.

Rozmawiał Krzyś Rowiński i Lutwik Trammer. Tekst autoryzowany.

BednarSzok.pl 1999 - 2006
Pewne prawa zastrzeżone